IDOMENI 10.04
Jest
przed 9tą- poranne powietrze jest rześkie, góry po macdońskiej
stronie wyłaniają się zza mgły,na pierwszy rzut oka dzień
zapowiada się zwyczajnie. Coś jest jednak nie tak. Cześć
uchodźców krząta się przy namiotach, pakuje cały swój dobytek-
a raczej tyle ile zmieści się do plecaka, torby przewieszonej przez
ramię, wózka. Szykują dzieci do drogi. Na torach przy granicy
zebrał się już spory tłum. Miesiąc temu też próbowali. Tym -
razem w obozie pojawił się plakat nawołujący do "przekroczenia
granicy". "To nasza ostatnia szansa, przedostaniemy się
lub umrzemy" -brzmiały ostatnie słowa apelu.
Granica
Dwie
linie płotu z drutu kolczastego (na którym suszy się pranie), dwa
rzędy uzbrojonej policji (na codzień granicy "broni"
jedynie paru funkcjonariuszy, dzisiaj jednak są gotowi do akcji w
pełnym rynsztunku). Przejście jest zamknięte od stycznia i nic na
to nie wskazuje by dzisiaj miało zostać otwarte jednak desperacja
ludzi sprawia, że wierzą w nierealne. Jest coś poruszającego w
ich zdeterminowanych twarzach i uporze. Kobiety z dziećmi nieco z
boku, na przodzie grupa około 40stu mężczyzn- organizatorów
"protestu". Podobno planowali strategię od paru dni –
podstawą mają być pokojowe negocjacje z policją, jedynie jeśli
to nie pomoże zdecydują się na bardziej radykalne kroki-
przekonuje nas jeden z Syryjczyków kiedy wraz z paroma
wolontariuszami próbujemy uświadomić im, że jakiekolwiek przejawy
agresji wpłyną na ich niekorzyść i jedynie pogorszą sytuację.
Media wyślą w świat informacje o "niebezpiecznych
imigrantach" a Europa zamknie swoje wrota na kolejną kłódkę.
Dziennikarze już kręcą się w koło, przyjmują strategiczną
pozycję na dachu jednego z baraków, są gotowi, czekają z
niecierpliwością licząc na "ostrą zadymę".
Liderzy
stają się nerwowi kiedy pokazujemy na telefonie nagranie z
poprzedniej "demonstracji" podczas której policja użyła
bardzo mocnego gazu łzawiącego by uspokoić tłum. "Idźcie
stąd! Nie straszcie nam ludzi! Dzisiaj przekroczymy granicę!"
- krzyczy do nas mężczyzna z połową twarzy zasłoniętą chustą
na wypadek rozpylenia substancji chemicznych. J. próbuje tłumaczyć
"ludzie mają prawo wiedzieć jakie ryzyko podejmują".
Bariera językowa i brak chęci porozumienia ze strony Syryjczyków
sprawia, że nasza misja pokojowa kończy się fiaskiem i wywołuje
jedynie negatywne emocje których chcieliśmy przecież uniknąć...
Inny mężczyzna stara się załagodzić sytuację "Zrozumcie-
jeśli będziemy stać z założonymi rękami świat o nas zapomni.
Nie chcemy tutaj umrzeć. Nikogo nie obchodzi nasza sytuacja".
"Nas obchodzi" – odpowiadam, chociaż wiem, że niewiele
możemy pomóc w tym momencie i w głębi duszy muszę przyznać mu
rację. Mężczyzna patrzy na mnie. "Wiem. Robicie tutaj dużo
dobrego i jesteśmy bardzo wdzięczni." Ściska moją dłoń-
Dziękujemy...Na prawdę dziękujemy. Ale teraz idźcie, musimy wziąć
sprawy w swoje ręce".
Wycofujemy
się na chwilę. Czuję jakbym miała kamień w żoładku. "Please
be careful"- proszę matki z dziećmi. Zęby mi się zaciskają
gdy przechodzą koło grupy policjantów o obojętnych twarzach.
Jestem totalnie bezradna. Kto jest temu wszystkiemu winien? Kto jest
odpowiedzialny? Kto zna cudowne rozwiązanie?
Obóz
Życie toczy się tutaj własnym torem. Ci którzy nie zdecydowali
się podjąć próby przekroczenia granicy, oddają się codziennym
zajęciom. Przed pozostałymi namiotami tlą się paleniska. Dzieci
biegają wszędzie w koło, nie wiadomo które jest czyje. Na widok
wolonatriuszy machają i krzyczą "Hello", niektóre
przybiegają, przytulają się, zaczepiają. Ich bezpośredniość
jest dla mnie czym zaskakującym. Przybijamy piątki, śmiejemy się
i żartujemy bez słów. Po paru dniach znam niektóre z imienia.
Biją się o to kto pomoże nieść torby z bananami rozdawanymi
najmłodszym i kobietom w ciąży. Torby są ciężkie, niekiedy
musimy stanowczo odbierać je z małych rączek. Mamy też stałych
pomocników- pilnują by nikt nie oszukiwał- wiedzą kiedy kobieta
kłamie co do ilości posiadanych dzieci. Ja nie jestem taka twarda.
5tka,6tka dzieci- gdzie one są?- pytam. Spostrzegam rozrzuconą
przed namiotem stertę bucików- czuję się paskudnie...
Ostatni banan- znów któś nie dostał, kogoś nie było w namiocie
i przegapił swoją kolej, ktoś inny dostał podwójną porcję...Nie
ma w obozie sprawiedliwości. Jest walka o przetrwanie...
Najwięcej emocji budzi dystrybucja odzieży i obuwia. Kolejki
ustawiają się od samego rana jeszcze zanim wiadomo co będzie
rozdawane. Wolontariusze przydzielają numerki. 292, 293...Teraz
parę godzin czekania w upale. Po 5ciu godzinach przyszła kolej
małego chłopca. Dziecięce buty rozdawane były dzień wcześniej-
dostał rozmiar 43 dla taty, mimo tego odchodzi uradowany. Inni
cieszą się mniej. Trafiły im się za duże/za małe/ niewygodne.
Nie ma czasu na wymianę. Nie widać końca kolejki, ludzie się
niecierpliwią. Ktoś próbuje przecisnąć się bez numerka, robi
się zamieszanie. Wolontariusze zamykają okienko przyczepy. "No
line, no shoes". Sami uchodźcy też pomagają, ci mówiący
po angielsku tłumaczą i pilnują porządku. Bez nich panowałby
tutaj całkowity chaos.
6 godzin i 300 osób otrzymało buty. W obozie mieszka 12 tysięcy
uchodźców...a są przecież jeszcze inne obozy ...
W oddalonym 20 km Polykastro inna grupa wolontariuszy gotuje w tym
czasie obiad. Obawiają się jak rozwinie się dzisiejsza sytuacja,
czy policja nie zamknie drogi i czy będą mogli dostarczyć 5000
ciepłych posiłków do obozu na czas...
Wczoraj otworzono szkołę. Zbudowana z tego co udało się znaleźć,
na razie bez ławek, jedynie z kocami na drewnianej podłodze z
palet. Jest plan lekcji : matematyka po arabsku i kurdyjsku,
angielski, niemiecki dla dorosłych. Najważniejsze by czymś się
zająć. W bezczynności człowiek może zwariować i stracić
sens...
Gra
pozorów
Co myślisz pierwszego dnia kiedy przyjeżdżasz do Idomeni? Słońce
świeci, ludzie uśmiechają się przyjaźnie, zapraszają na
herbatę, wszędzie widać wolontariuszy- chyba nie jest tak źle. A
może przyjrzysz się sytuacji trochę głębiej? Ci ludzie przebyli
setki kilometrów uciekjąc przed wojną, być może zostawili w
kraju swoich bliskich, być może niektórzy z nich już nie żyją...W
telefonach mają zdjęcia zburzonego domu i ulic "wyłożonych"
martwymi ciałami... Wciąż przeżywają traumę. Zapłacili niemałe
pieniądze by zostać przetransportowanym do "bezpiecznej
Europy", nie wiedząc czy dopłyną do brzegu. Znaleźli się w
grupie tych szczęściarzy któtym się udało, ale co dalej? Granice
są zamknięte, czekają w obozie miesiąc, dwa...Nie wiedzą co z
się z nimi stanie. Ktoś "na górze" podsuwa pomysł "może
odeślemy ich do Turcji?..." Uchodźcy nie wiedzą gdzie szukać
pomocy. Proces wnioskowania o status uchodźcy jest skomplikowany i restrykcyjny, brakuje pomocy prawnej, transportu do
najbliższego biura, połączenia internetowego by odbyć wymagane
rozmowy przez Skype'a. Warunki sanitarne nie należą do najlepszych.
Brakuje środków higieny. Dzieci są brudne. Łatwo chorują. Ludzie
którzy nie mają własnych oszczędności i nie załapią się na
darmowy posiłek przygotowany przez wolontariuszy chodzą głodni.
Mieszkają z sześcioosobową rodziną w jednym namiocie, który gdy
przyjdzie deszcz pływa w błocie, a gdy świeci słońce nagrzewa
się nie do wytrzymania. Samotne kobiety boją się wychodzić z
namiotów, nie mają z kim zostawić dzieci by pójść do kolejki
po obiad, ubranie. Krążą plotki o handlarzach ludźmi i
porwaniach dzieci...
Nikt nie wie co przyniesie jutrzejszy dzień.
Jutra
nie ma
Przestrzeń patroluje czerwony helikopter. Z początku ludzie machają
i gwiżdżą. Maszyna zniża się, podmuch wywołany ruchem śmigieł
burzy prowizoryczne namioty...
Napięcie przy granicy rośnie.
V. wspiera uchodźców od początku kryzysu. Tym razem się poddał
i przestał przekonywać do zaniechania próby przekroczenia
granicy. To jego ludzie i nawet jeśli mają odmienne zdania będzie
tutaj z nimi. Jest w pewnym sensie ich bohaterem. Ktoś rzuca
żartem, że mógłby być jak Che Guevara, ludzie nosiliby koszulki
z jego podobizną... Jednak on jest przeciwny jakiejkolwiek przemocy,
nie wznieci rewolucji (chociaż później policja błędnie
zinterpretuje te braterskie uściski....)
Pamiątkowe zdjęcie- wierzą, że to może być pożegnanie.
Ja też się żegnam. Widzę w tłumie Mustafę z żoną i synem.
Poznałam go 2 dni temu gdy pomagał nam w dystrybucji jedzenia. "Ty
też idziesz?". "Nie mamy innego wyjścia"-odpowiada.
"Good luck"- cóż więcej mogę powiedzieć? Ściskam go
na pożegnanie.
Zaczyna się.
Ludzie biegną w stronę płotu granicznego. Krzyczą. Chodzą nawet
plotki, że policja płaci imigrantom by wszczynali bójki. Nie widać
jednak szczególnych przejawów agresji. Mężczyźni rzucają
kamieniami w ogrodzenie i policyjne tarcze. To bardziej gra,
demonstracja. Jedni łapią gołymi rękami drut kolczasty, inni
tylko proszą "please, please open the border". Pod samą
granicą jest może 150 osób, inni przyglądają się z daleka.
Macedońska policja używa gazu łzawiącego. Pierwsi ludzie
wybiegają z tłumu zakrywając twarze rękami... W powietrze lecą
kolejne pociski z gazem... Niektórzy starają się zdławić gaz
kocami lub odrzucić naboje w stronę policji. Pierwsza ofiara traci
przytomność... Koledzy i wolontariusze transportują bezwładne
ciało jak najdalej od zasięgu substancji... Lekarze z organizacji
humanitarnych są już w pogotowiu... Wolontariusze po przekonaniu
się że cebula nie łagodzi skutków zatrucia gazem biegają teraz
po obozie z puszkami coca-coli by przemywać oczy poszkodowanych... W
pewnym momencie ktoś krzyczy coś po arabsku i grupa ludzi rusza
pędem w tamtym kierunku. Udało się przedrzeć przez granicę?
Entuzjazm szybko mija, jeśli ktoś zdołał się przedrzeć został
szybko zawrócony... W innej części "pola walki" znajomi
chłopcy biegną z kocem w stronę skąd ulatnia się gaz...nie udaje
mi się ich zatrzymać...Ambulans odjeżdża na sygnale... Reporterzy
biegają z kamerami... ... ... ... ... ...
Około drugiej wracam do Polykastro. Jutro muszę być na
Uniwersytecie w Bułgarii. Przed oczami wciąż mam przerażone
twarze ludzi. Czuję, że zostawiam przyjaciół w potrzebie. To
najgorszy moment by opuścić obóz. Cały czas sprawdzam
doniesienia. Wieczorem policja rozpyliła inny gaz- mocniejszy i
niewidoczny. Wiatr przeniósł go na obozowisku, na namioty w których
ludzie niczego się nie spodziewali. W użycie poszły też granaty
ogłuszające i gumowe kule. Kolejne ofiary trafiły do szpitala.
Według mediów ucierpiało około 300 osób, niemiecka policja
podała, że dwoje dzieci zmarło na skutek zatrucia gazem. Gaz
utrzymuje się w powietrzu i na materiale namiotów- ludzie zmuszeni
są pozostać na dworze. Pada deszcz. W wyniku rozpuszczonej plotki o
otwarciu granicy całe rodziny z dziećmi przybyły pieszo z innych
obozów oddalonych nawet o 20 km. Grupy wolontariuszy starają się
zapewnić uchodźcom nowe namioty... Sytuacja jest ciężka.
Co
dalej?
16.04
Niedzielne wydarzenia odbiły się na przyszłości całego obozu.
Dwa dni później policja aresztowała 30stu wolontariuszy pod
pretekstem nawoływania uchodźców do buntu...Wprowadzono kontrolę
na wjeździe. Trzeba być bardzo ostrożnym bo do aresztu trafić
można za posiadanie scyzoryka, walkie-talkie czy brak dokumentów (Dwa
dni wcześniej to mogłam być ja- zostawiłam paszport w
Polykastro...). Bez wolontariuszy obóz nie przetrwa. Opinie są
podzielone. Osobiście skłaniam się ku tezie, że Grecja (czyt.
Rząd?) chce się pozbyć uchodźców z przygranicy, ponieważ stali
się zbyt uciążliwi. Być może problem tkwi też w tym, że
wolontariusze widzą za dużo... Świat nie musi wiedzieć o
wszystkim...O tym, że Grecja sobie nie radzi, że mimo wsparcia
finansowego Uni w obozie nie widać pomocy ze strony rządu. (Jedynie
organizacje humanitarne i niezależni wolontariusze starają się
stworzyć tutaj warunki do przetrwania...)
Jak więc zachęcić uchodźców do opuszczenia obozu? Czyż nie ma
lepszego sposobu niż pozbawić ich jedzenia i wsparcia? A może to
za mało?
Wojsko rozpoczyna na terenie obozu trening. Latają helikoptery,
żołnierze biegają z bronią. Ludzi ogarnia strach, dzieci płaczą,
wracają wspomnienia... Czy to znów wojna?! Kto jest wrogiem ?!
Uchodźca
= Człowiek
Jest mi wstyd za wszystkich moich rodaków krzyczących hasła
"Muzułmanie do gazu!" Ostrzegających przed najazdem
terrorystów i masową islamizacją... Twierdzących, że "uchodźcy
roznoszą zarazki i sikają na kościoły", zgwałcą kobiety i
zabiorą nam pracę. Czy zatrzymali się chociaż na chwilę by
zastanowić się o czym tak właściwie mówią? Zastanowić się czy
ta nienawiść ma jakiekolwiek logiczne uzasadnienie. Nienawiść- do
kogo tak właściwie? Bo to chyba podstawowa pomyłka – traktowanie
"uchodźców" jak jedną bezimienną masę. "Kryzys
imigracyjny"- jak chorobę, zarazę która skalała naszą
idealną "zjednoczoną" Europę. Może niektórzy mają
słabą wyobraźnię, są przygłusi bądź mają problem z czytaniem
ze zrozumieniem. Polecam więc pojechać do obozu do Idomeni lub
odwiedzić grecką wyspę Lesbos, by zrozumieć, że mówimy o
Ludziach - Ludziach różnych wyznań, różnej narodowości,
pochodzących z różnych klas społecznych, mających każdy inną
tragiczną historię, którą chętnie się z tobą podzielą...
Nie chodzi o współczucie. Chodzi o solidarność. "To mogło
przydarzyć się mi. Świat jest chory i to też jest Mój problem".
Brzydzę się polityką która traktuje tysiące ludzkich żyć jak
pionki do gry. Rzut kostką. Kto bedzie następny?
Jak
możesz pomóc?
>Zostań wolontariuszem na miejscu > Info Point for Idomeni Volunteers
> Wesprzyj którąś z organizacji/inicjatyw:
więcej:
www.bit.ly/idomenivolunteerdoc
wiadomości: Are you Syrious?
edit: 24.05.2016 grecka policja rozpoczęła likwidację obozu dla uchodźców w Idomeni. Ludzie umieszczeni zostali w innych obozach w całej Grecji, gdzie często panują jeszcze gorsze warunki sanitarne. Część uchodźców chcąc pozostać blisko granicy przeniosła się do mniejszych nieoficjalnych obozów znajdujących się w okolicy.
edit: 24.05.2016 grecka policja rozpoczęła likwidację obozu dla uchodźców w Idomeni. Ludzie umieszczeni zostali w innych obozach w całej Grecji, gdzie często panują jeszcze gorsze warunki sanitarne. Część uchodźców chcąc pozostać blisko granicy przeniosła się do mniejszych nieoficjalnych obozów znajdujących się w okolicy.