wtorek, 26 kwietnia 2016

Jeden dzień w obozie na granicy grecko-macedońskiej (Idomeni 10.04.2016)

IDOMENI 10.04

Jest przed 9tą- poranne powietrze jest rześkie, góry po macdońskiej stronie wyłaniają się zza mgły,na pierwszy rzut oka dzień zapowiada się zwyczajnie. Coś jest jednak nie tak. Cześć uchodźców krząta się przy namiotach, pakuje cały swój dobytek- a raczej tyle ile zmieści się do plecaka, torby przewieszonej przez ramię, wózka. Szykują dzieci do drogi. Na torach przy granicy zebrał się już spory tłum. Miesiąc temu też próbowali. Tym - razem w obozie pojawił się plakat nawołujący do "przekroczenia granicy". "To nasza ostatnia szansa, przedostaniemy się lub umrzemy" -brzmiały ostatnie słowa apelu.



Granica

Dwie linie płotu z drutu kolczastego (na którym suszy się pranie), dwa rzędy uzbrojonej policji (na codzień granicy "broni" jedynie paru funkcjonariuszy, dzisiaj jednak są gotowi do akcji w pełnym rynsztunku). Przejście jest zamknięte od stycznia i nic na to nie wskazuje by dzisiaj miało zostać otwarte jednak desperacja ludzi sprawia, że wierzą w nierealne. Jest coś poruszającego w ich zdeterminowanych twarzach i uporze. Kobiety z dziećmi nieco z boku, na przodzie grupa około 40stu mężczyzn- organizatorów "protestu". Podobno planowali strategię od paru dni – podstawą mają być pokojowe negocjacje z policją, jedynie jeśli to nie pomoże zdecydują się na bardziej radykalne kroki- przekonuje nas jeden z Syryjczyków kiedy wraz z paroma wolontariuszami próbujemy uświadomić im, że jakiekolwiek przejawy agresji wpłyną na ich niekorzyść i jedynie pogorszą sytuację. Media wyślą w świat informacje o "niebezpiecznych imigrantach" a Europa zamknie swoje wrota na kolejną kłódkę. Dziennikarze już kręcą się w koło, przyjmują strategiczną pozycję na dachu jednego z baraków, są gotowi, czekają z niecierpliwością licząc na "ostrą zadymę".
Liderzy stają się nerwowi kiedy pokazujemy na telefonie nagranie z poprzedniej "demonstracji" podczas której policja użyła bardzo mocnego gazu łzawiącego by uspokoić tłum. "Idźcie stąd! Nie straszcie nam ludzi! Dzisiaj przekroczymy granicę!" - krzyczy do nas mężczyzna z połową twarzy zasłoniętą chustą na wypadek rozpylenia substancji chemicznych. J. próbuje tłumaczyć "ludzie mają prawo wiedzieć jakie ryzyko podejmują". Bariera językowa i brak chęci porozumienia ze strony Syryjczyków sprawia, że nasza misja pokojowa kończy się fiaskiem i wywołuje jedynie negatywne emocje których chcieliśmy przecież uniknąć... Inny mężczyzna stara się załagodzić sytuację "Zrozumcie- jeśli będziemy stać z założonymi rękami świat o nas zapomni.
Nie chcemy tutaj umrzeć. Nikogo nie obchodzi nasza sytuacja". "Nas obchodzi" – odpowiadam, chociaż wiem, że niewiele możemy pomóc w tym momencie i w głębi duszy muszę przyznać mu rację. Mężczyzna patrzy na mnie. "Wiem. Robicie tutaj dużo dobrego i jesteśmy bardzo wdzięczni." Ściska moją dłoń- Dziękujemy...Na prawdę dziękujemy. Ale teraz idźcie, musimy wziąć sprawy w swoje ręce".
Wycofujemy się na chwilę. Czuję jakbym miała kamień w żoładku. "Please be careful"- proszę matki z dziećmi. Zęby mi się zaciskają gdy przechodzą koło grupy policjantów o obojętnych twarzach. Jestem totalnie bezradna. Kto jest temu wszystkiemu winien? Kto jest odpowiedzialny? Kto zna cudowne rozwiązanie?

Obóz

Życie toczy się tutaj własnym torem. Ci którzy nie zdecydowali się podjąć próby przekroczenia granicy, oddają się codziennym zajęciom. Przed pozostałymi namiotami tlą się paleniska. Dzieci biegają wszędzie w koło, nie wiadomo które jest czyje. Na widok wolonatriuszy machają i krzyczą "Hello", niektóre przybiegają, przytulają się, zaczepiają. Ich bezpośredniość jest dla mnie czym zaskakującym. Przybijamy piątki, śmiejemy się i żartujemy bez słów. Po paru dniach znam niektóre z imienia. Biją się o to kto pomoże nieść torby z bananami rozdawanymi najmłodszym i kobietom w ciąży. Torby są ciężkie, niekiedy musimy stanowczo odbierać je z małych rączek. Mamy też stałych pomocników- pilnują by nikt nie oszukiwał- wiedzą kiedy kobieta kłamie co do ilości posiadanych dzieci. Ja nie jestem taka twarda. 5tka,6tka dzieci- gdzie one są?- pytam. Spostrzegam rozrzuconą przed namiotem stertę bucików- czuję się paskudnie...
Ostatni banan- znów któś nie dostał, kogoś nie było w namiocie i przegapił swoją kolej, ktoś inny dostał podwójną porcję...Nie ma w obozie sprawiedliwości. Jest walka o przetrwanie...

Najwięcej emocji budzi dystrybucja odzieży i obuwia. Kolejki ustawiają się od samego rana jeszcze zanim wiadomo co będzie rozdawane. Wolontariusze przydzielają numerki. 292, 293...Teraz parę godzin czekania w upale. Po 5ciu godzinach przyszła kolej małego chłopca. Dziecięce buty rozdawane były dzień wcześniej- dostał rozmiar 43 dla taty, mimo tego odchodzi uradowany. Inni cieszą się mniej. Trafiły im się za duże/za małe/ niewygodne. Nie ma czasu na wymianę. Nie widać końca kolejki, ludzie się niecierpliwią. Ktoś próbuje przecisnąć się bez numerka, robi się zamieszanie. Wolontariusze zamykają okienko przyczepy. "No line, no shoes". Sami uchodźcy też pomagają, ci mówiący po angielsku tłumaczą i pilnują porządku. Bez nich panowałby tutaj całkowity chaos.
6 godzin i 300 osób otrzymało buty. W obozie mieszka 12 tysięcy uchodźców...a są przecież jeszcze inne obozy ...
W oddalonym 20 km Polykastro inna grupa wolontariuszy gotuje w tym czasie obiad. Obawiają się jak rozwinie się dzisiejsza sytuacja, czy policja nie zamknie drogi i czy będą mogli dostarczyć 5000 ciepłych posiłków do obozu na czas...

Wczoraj otworzono szkołę. Zbudowana z tego co udało się znaleźć, na razie bez ławek, jedynie z kocami na drewnianej podłodze z palet. Jest plan lekcji : matematyka po arabsku i kurdyjsku, angielski, niemiecki dla dorosłych. Najważniejsze by czymś się zająć. W bezczynności człowiek może zwariować i stracić sens...

Gra pozorów

Co myślisz pierwszego dnia kiedy przyjeżdżasz do Idomeni? Słońce świeci, ludzie uśmiechają się przyjaźnie, zapraszają na herbatę, wszędzie widać wolontariuszy- chyba nie jest tak źle. A może przyjrzysz się sytuacji trochę głębiej? Ci ludzie przebyli setki kilometrów uciekjąc przed wojną, być może zostawili w kraju swoich bliskich, być może niektórzy z nich już nie żyją...W telefonach mają zdjęcia zburzonego domu i ulic "wyłożonych" martwymi ciałami... Wciąż przeżywają traumę. Zapłacili niemałe pieniądze by zostać przetransportowanym do "bezpiecznej Europy", nie wiedząc czy dopłyną do brzegu. Znaleźli się w grupie tych szczęściarzy któtym się udało, ale co dalej? Granice są zamknięte, czekają w obozie miesiąc, dwa...Nie wiedzą co z się z nimi stanie. Ktoś "na górze" podsuwa pomysł "może odeślemy ich do Turcji?..." Uchodźcy nie wiedzą gdzie szukać pomocy. Proces wnioskowania o status uchodźcy jest skomplikowany i restrykcyjny, brakuje pomocy prawnej, transportu do najbliższego biura, połączenia internetowego by odbyć wymagane rozmowy przez Skype'a. Warunki sanitarne nie należą do najlepszych. Brakuje środków higieny. Dzieci są brudne. Łatwo chorują. Ludzie którzy nie mają własnych oszczędności i nie załapią się na darmowy posiłek przygotowany przez wolontariuszy chodzą głodni. Mieszkają z sześcioosobową rodziną w jednym namiocie, który gdy przyjdzie deszcz pływa w błocie, a gdy świeci słońce nagrzewa się nie do wytrzymania. Samotne kobiety boją się wychodzić z namiotów, nie mają z kim zostawić dzieci by pójść do kolejki po obiad, ubranie. Krążą plotki o handlarzach ludźmi i porwaniach dzieci...
Nikt nie wie co przyniesie jutrzejszy dzień.

Jutra nie ma

Przestrzeń patroluje czerwony helikopter. Z początku ludzie machają i gwiżdżą. Maszyna zniża się, podmuch wywołany ruchem śmigieł burzy prowizoryczne namioty...
Napięcie przy granicy rośnie.
V. wspiera uchodźców od początku kryzysu. Tym razem się poddał i przestał przekonywać do zaniechania próby przekroczenia granicy. To jego ludzie i nawet jeśli mają odmienne zdania będzie tutaj z nimi. Jest w pewnym sensie ich bohaterem. Ktoś rzuca żartem, że mógłby być jak Che Guevara, ludzie nosiliby koszulki z jego podobizną... Jednak on jest przeciwny jakiejkolwiek przemocy, nie wznieci rewolucji (chociaż później policja błędnie zinterpretuje te braterskie uściski....)
Pamiątkowe zdjęcie- wierzą, że to może być pożegnanie.
Ja też się żegnam. Widzę w tłumie Mustafę z żoną i synem. Poznałam go 2 dni temu gdy pomagał nam w dystrybucji jedzenia. "Ty też idziesz?". "Nie mamy innego wyjścia"-odpowiada. "Good luck"- cóż więcej mogę powiedzieć? Ściskam go na pożegnanie.
Zaczyna się.
Ludzie biegną w stronę płotu granicznego. Krzyczą. Chodzą nawet plotki, że policja płaci imigrantom by wszczynali bójki. Nie widać jednak szczególnych przejawów agresji. Mężczyźni rzucają kamieniami w ogrodzenie i policyjne tarcze. To bardziej gra, demonstracja. Jedni łapią gołymi rękami drut kolczasty, inni tylko proszą "please, please open the border". Pod samą granicą jest może 150 osób, inni przyglądają się z daleka. Macedońska policja używa gazu łzawiącego. Pierwsi ludzie wybiegają z tłumu zakrywając twarze rękami... W powietrze lecą kolejne pociski z gazem... Niektórzy starają się zdławić gaz kocami lub odrzucić naboje w stronę policji. Pierwsza ofiara traci przytomność... Koledzy i wolontariusze transportują bezwładne ciało jak najdalej od zasięgu substancji... Lekarze z organizacji humanitarnych są już w pogotowiu... Wolontariusze po przekonaniu się że cebula nie łagodzi skutków zatrucia gazem biegają teraz po obozie z puszkami coca-coli by przemywać oczy poszkodowanych... W pewnym momencie ktoś krzyczy coś po arabsku i grupa ludzi rusza pędem w tamtym kierunku. Udało się przedrzeć przez granicę? Entuzjazm szybko mija, jeśli ktoś zdołał się przedrzeć został szybko zawrócony... W innej części "pola walki" znajomi chłopcy biegną z kocem w stronę skąd ulatnia się gaz...nie udaje mi się ich zatrzymać...Ambulans odjeżdża na sygnale... Reporterzy biegają z kamerami... ... ... ... ... ...
Około drugiej wracam do Polykastro. Jutro muszę być na Uniwersytecie w Bułgarii. Przed oczami wciąż mam przerażone twarze ludzi. Czuję, że zostawiam przyjaciół w potrzebie. To najgorszy moment by opuścić obóz. Cały czas sprawdzam doniesienia. Wieczorem policja rozpyliła inny gaz- mocniejszy i niewidoczny. Wiatr przeniósł go na obozowisku, na namioty w których ludzie niczego się nie spodziewali. W użycie poszły też granaty ogłuszające i gumowe kule. Kolejne ofiary trafiły do szpitala. Według mediów ucierpiało około 300 osób, niemiecka policja podała, że dwoje dzieci zmarło na skutek zatrucia gazem. Gaz utrzymuje się w powietrzu i na materiale namiotów- ludzie zmuszeni są pozostać na dworze. Pada deszcz. W wyniku rozpuszczonej plotki o otwarciu granicy całe rodziny z dziećmi przybyły pieszo z innych obozów oddalonych nawet o 20 km. Grupy wolontariuszy starają się zapewnić uchodźcom nowe namioty... Sytuacja jest ciężka.


Co dalej?
16.04
Niedzielne wydarzenia odbiły się na przyszłości całego obozu. Dwa dni później policja aresztowała 30stu wolontariuszy pod pretekstem nawoływania uchodźców do buntu...Wprowadzono kontrolę na wjeździe. Trzeba być bardzo ostrożnym bo do aresztu trafić można za posiadanie scyzoryka, walkie-talkie czy brak dokumentów (Dwa dni wcześniej to mogłam być ja- zostawiłam paszport w Polykastro...). Bez wolontariuszy obóz nie przetrwa. Opinie są podzielone. Osobiście skłaniam się ku tezie, że Grecja (czyt. Rząd?) chce się pozbyć uchodźców z przygranicy, ponieważ stali się zbyt uciążliwi. Być może problem tkwi też w tym, że wolontariusze widzą za dużo... Świat nie musi wiedzieć o wszystkim...O tym, że Grecja sobie nie radzi, że mimo wsparcia finansowego Uni w obozie nie widać pomocy ze strony rządu. (Jedynie organizacje humanitarne i niezależni wolontariusze starają się stworzyć tutaj warunki do przetrwania...)
Jak więc zachęcić uchodźców do opuszczenia obozu? Czyż nie ma lepszego sposobu niż pozbawić ich jedzenia i wsparcia? A może to za mało?
Wojsko rozpoczyna na terenie obozu trening. Latają helikoptery, żołnierze biegają z bronią. Ludzi ogarnia strach, dzieci płaczą, wracają wspomnienia... Czy to znów wojna?! Kto jest wrogiem ?!

Uchodźca = Człowiek

Jest mi wstyd za wszystkich moich rodaków krzyczących hasła "Muzułmanie do gazu!" Ostrzegających przed najazdem terrorystów i masową islamizacją... Twierdzących, że "uchodźcy roznoszą zarazki i sikają na kościoły", zgwałcą kobiety i zabiorą nam pracę. Czy zatrzymali się chociaż na chwilę by zastanowić się o czym tak właściwie mówią? Zastanowić się czy ta nienawiść ma jakiekolwiek logiczne uzasadnienie. Nienawiść- do kogo tak właściwie? Bo to chyba podstawowa pomyłka – traktowanie "uchodźców" jak jedną bezimienną masę. "Kryzys imigracyjny"- jak chorobę, zarazę która skalała naszą idealną "zjednoczoną" Europę. Może niektórzy mają słabą wyobraźnię, są przygłusi bądź mają problem z czytaniem ze zrozumieniem. Polecam więc pojechać do obozu do Idomeni lub odwiedzić grecką wyspę Lesbos, by zrozumieć, że mówimy o Ludziach - Ludziach różnych wyznań, różnej narodowości, pochodzących z różnych klas społecznych, mających każdy inną tragiczną historię, którą chętnie się z tobą podzielą...
Nie chodzi o współczucie. Chodzi o solidarność. "To mogło przydarzyć się mi. Świat jest chory i to też jest Mój problem".
Brzydzę się polityką która traktuje tysiące ludzkich żyć jak pionki do gry. Rzut kostką. Kto bedzie następny?


Jak możesz pomóc?
>Zostań wolontariuszem na miejscu > Info Point for Idomeni Volunteers
> Wesprzyj którąś z organizacji/inicjatyw:
wiadomości: Are you Syrious?

edit: 24.05.2016 grecka policja rozpoczęła likwidację obozu dla uchodźców w Idomeni. Ludzie umieszczeni zostali w innych obozach w całej Grecji, gdzie często panują  jeszcze gorsze warunki sanitarne. Część uchodźców chcąc pozostać blisko granicy przeniosła się do mniejszych  nieoficjalnych obozów znajdujących się w okolicy.